Spektatularne SBS-y 

Autorka tej relacji przedstawia chronologicznie “włączanie” się kolejnych SBS-ów. Bardzo ciekawa i spektakularna relacja.

DHS: 2001 
to mi śmierdzi/ nie móc zwęszyć/ powinnam była to przewidzieć

Pierwszy DHS był o treści „nie móc zwęszyć” i miał miejsce przeszło 15 lat temu, kiedy spotykałam się z pewnym chłopakiem. Właśnie z nim miał związek ten DHS, bowiem pewnego dnia oświadczył on mi, że zdradził mój sekret bliskiej mi osobie, która nie powinna była się o tym dowiedzieć. Było to dla mnie jak grom z jasnego nieba, bo po pierwsze: zupełnie nie spodziewałam się, że jest on zdolny zawieść moje zaufanie do tego stopnia, a po drugie: stawiało mnie to w złym świetle i zawstydzało przed osobą, która ten sekret poznała. Bardzo się zezłościłam tego dnia.
W związku z tym, że wydarzenia te miały miejsce tak dawno, niestety nie pamiętam, jak przebiegała faza aktywna konfliktu i nie pamiętam również momentu samej konfliktolizy. Pamiętam jednak, że po jakimś czasie zaczęłam inaczej oddychać – zostałam „alergiczką”. Byłam w wagotonii SBSu ektodermalnego nabłonka płaskiego nosa. Miałam niezbyt uciążliwy katar, ale mocno zaznaczony obrzęk – oddychałam głośno z tego powodu. Rodzina i znajomi zaczęli zwracać mi uwagę, że głośno oddycham. Poszłam do lekarza i brałam leki przeciwalergiczne. Pewnego razu pojechałam ze znajomymi na kilkudniową wycieczkę i denerwowałam się, że będę spać z nimi w jednym pokoju i że może będzie komuś przeszkadzać, że tak głośno oddycham.

DHS: SWE utrata własnej wartości

W tym okresie przeżyłam kolejny DHS, a nawet wtedy byłam już fazie aktywnej SBSu o treści „utrata własnej wartości z powodu nosa”, ponieważ właśnie na tym wyjeździe miałam obfity krwotok z nosa. Czyli przeżyłam DHS „SWE dotycząca nosa”, ponieważ głośno oddychałam, a nie miało to nic wspólnego z wyglądem nosa! Byłam w tej aktywności długo (i nie jest powiedziane, że nie jestem nadal). Co więcej, byłam (jestem?) też skonstelowana, bo odkąd pamiętam, uważam się za osobę lepszą od innych i mam o sobie przesadnie wysokie mniemanie (megalomania). W tamtym okresie (2001-2002) często miewałam obfite krwotoki z nosa, do których nawet tak się przyzwyczaiłam, że potrafiłam nie zwracać uwagi na płynącą krew i nadal np. uczyć się do egzaminu (byłam wtedy na studiach).
Wtedy również (od 2001r.) zaczął zmieniać wygląd mój nos, co widać na zdjęciach z tego okresu i późniejszych. Rozpoczęła się – jak to zostało kiedyś opisane przez lekarza na zdjęciu rtg – osteoliza kości nosa, czyli kość nosa zaczęła się rozpadać, zanikać, jako objaw fazy aktywnej SBSu kości nosa (mezodermalne łożysko). Na moim nosie zaczęło tworzyć się siodełko, czyli nos mniej więcej w połowie swojej długości (a dokładniej tam, gdzie kończy się kość, a zaczyna chrząstka) zaczął się „zapadać”.

DHS: 2008 
wizualny konflikt (wizualny "kęs")

Kolejne ważne momenty przebiegu tego SBSu albo już raczej objawy kolejnego, to pojawiające się regularnie zapalenia spojówek, szczególnie lewego oka i obecność śluzowo-ropnej wydzieliny w woreczku łzowym i spojówkowym lewego oka. Objawy nie wskazują jednoznacznie, ale myślę, że mógł to być początek SBSu endodermalnego gruczołu łzowego lewego oka o treści „nie móc się pozbyć wizualnego kęsa”, czyli zeszpeconego nosa. Lekarze na te dolegliwości przepisywali mi wtedy krople do oczu z antybiotykiem, co powodowało zatrzymanie wagotonii i ustąpienie objawów przez cofnięcie do fazy ca. Miałam taki stan kilka razy przez kolejne lata. Pamiętam, że również podczas narodzin syna (2008r.) przy okazji pobytu na porodówce wzięli mnie na konsultację do okulisty i również stwierdzili zapalenie spojówek lewego oka. Ponadto skóra wokół tego oka była zasiniona, tak jakby mnie ktoś uderzył.

DHS: 2011/2012
 wizualny  konflikt w korelacji z kęsem -nie móc pozbyć się czegoś, co się widzi/nie móc pobrać wizualnego "kęsa" - 
bo nie widzi się tego, co chciałoby się zobaczyć

Następnie przychodzi mi na myśl sytuacja z przełomu lat 2011/2012, kiedy to zaczęło się znów od zapalenia spojówek lewego oka i gromadzenia się wydzieliny śluzowo-ropnej w woreczku łzowym,ale podczas gdy zwykle wystarczyło, że ucisnę palcem woreczek łzowy i wydzielina uchodziła (do oka, nosa lub gardła), to tym razem ta „bańka” zrobiła się twarda i bardzo bolesna przy dotyku (niemożliwa do opróżnienia przez ucisk). Zaczęła puchnąć i coś jakby się w niej pod skórą zbierało. W ciągu kolejnych dni „bańka” jeszcze bardziej twardniała i powiększała się, czemu towarzyszył nasilający się ból. W końcu ból stał się nie do zniesienia i poszłam do lekarza. Dostała antybiotyk doustnie. W tym czasie pod skórą tej „bańki” zaczęło być widać, że gromadzi się w niej żółty płyn – ropa. W związku z tym lekarz zdecydował o nacięciu „ropnia” (jak to nazwali okuliści), założeniu drenu i płukaniu codziennie antybiotykiem przez kolejne dni. Poddałam się tym zabiegom i mniej więcej po tygodniu objawy ustąpiły. Był to początek stycznia 2012 roku i po tym, jak stan ostry minął, lekarze stwierdzili, że teraz mam przychodzić codziennie przez tydzień na płukanie kanalika łzowego antybiotykiem, a potem położę się na jeden dzień do szpitala na badania okulistyczno-laryngologiczne, żeby zdiagnozować mnie dokładnie. Oto co czytamy w wypisie ze szpitala: Rozpoznanie: przewlekły naciek ropny przewodu nosowo-łzowego lewego i przewlekła infekcja gronkowcowa jam nosa. Dodam, że zanim przyszły z laboratorium jakiekolwiek wyniki badań lekarka prowadząca powiedziała mi mimochodem, że podejrzewa u mnie chorobę Wegenera (i kiedy naczytałam się o tej chorobie w internecie, to dopiero mi się włos zjeżył), ale ostatecznie przeciwciał nie stwierdzono i podejrzenie wykluczyli. A drugi lekarz kiedy zajrzał mi do nosa w trakcie badania, stwierdził, że tak zniszczonej (a w zasadzie nieobecnej, zanikowej) śluzówki nosa „to jeszcze w swojej karierze nie widział, a pracuje przeszło 30 lat”. Miesiące mijały, a ja nadal miałam w kąciku oka napełniającą się „bańkę”, którą raz lub kilka razy dziennie musiałam ucisnąć, żeby się opróżniła najczęściej do oka lub czasem do nosa. Znów zbierała się wydzielina – jasnożółta, bez zapachu i niezbyt gęsta. Na pewno nie była to ropa, bardziej – wodnisty śluz. Przez kolejne miesiące i lata zdarzały się okresy, kiedy „bańka” twardniała i nie dawało się jej opróżnić (głównie z powodu silnego bólu). Pamiętam jak w lecie 2012 r. (równo pół roku po akcji z nacinaniem „ropnia”) sytuacja się powtórzyła, akurat gdy byliśmy na wakacjach. Oko puchło coraz mocniej, ja z bólu byłam zupełnie wyłączona z życia i w końcu pojechaliśmy z mężem do najbliższego szpitala, przygotowani na kolejne nacięcie. Po całodziennym oczekiwaniu lekarz przyjął mnie, obejrzał i wysłuchał mojej opowieści z poprzedniego razu. Zasugerowałam mu nacięcie, ale on ni stąd ni zowąd mocno nacisnął mi „bańkę”. Myślałam, że zemdleję z bólu, ale po chwili poczułam, że zgromadzona tam wydzielina spływa mi do gardła. Momentalnie ból zniknął i poczułam euforię. Dostałam oczywiście antybiotyk doustnie i wróciliśmy na naszą wakacyjną kwaterę. Przez kolejne lata nie było już takich „grubych akcji”, ale produkcja śluzu trwała nadal.

2015

W końcu nadszedł kwiecień 2015 roku, kiedy wszystko zaczęło się od nowa i to ze zdwojoną intensywnością. Tym razem postanowiłam przejść ten proces zgodnie z germańską wiedzą (oraz pomocą piosenki doktora – „Mojej studenckiej dziewczyny”) i mając wsparcie męża, siostry i jej męża oraz przede wszystkim dzięki fachowej pomocy Pani i Dra Hamera – udało się. Mam z tego okresu opisany każdy dzień. Na spotkaniu przekazałam też Pani dokumentację fotograficzną z tego okresu.

Postaram się w skrócie opisać przebieg (tutaj oczywiście już żadnych leków nie przyjmowałam).

22-23.04: ból zatok, osłabienie
24.04: ból gardła (gardło ma kolor wiśniowoczerwony), osłabienie, senność w ciągu dnia
25.04: ból gardła ustępuje, pojawiają się w lewym oku popękane żyłki
26.04: ból, przekrwienie i łzawienie lewego oka, lekka gorączka
27.04: coraz gorzej z okiem, narasta opuchlizna, po nocy powieki są sklejone wydzieliną ropną
28-29.04: pogłębienie tego stanu, dodatkowo zasinienie wokół oka; narastaniu opuchlizny towarzyszy ból mechaniczny – od tworzącego się obrzęku. Wieczorem – tomografia bez kontrastu. Doktor Hamer obejrzał zdjęcia i stwierdził, że w okolicy lewego oka gromadzi się kalus, czyli odbudowująca się kość. Normalnie kalus nie wydostaje się poza okostną, ale w tym przypadku musiało dojść do przerwania okostnej i kalus się wylewa. Będzie chciał się wydostać. Dodatkowo doktor Hamer stwierdził, że coś zaczyna się dziać z prawym okiem.
30.04: opuchlizna ciągle narasta, tak że obejmuje już kość policzkową; silny ból; prawie nie widać gałki ocznej. Pod koniec dnia opuchlizna schodzi w dół twarzy – obejmuje obecnie cały policzek aż do żuchwy. W obrębie oka zaczyna się tworzyć „wygórowanie” w okolicy woreczka łzowego. Odtąd zaczyna boleć słabiej.
1.05: w lewym oku rośnie nadal „bańka” i powoli (zgodnie z przewidywaniami doktora) prawe oko zaczyna wyglądać gorzej – sinieje
2.05: „bańka” nadal rośnie, bardzo boli przy dotyku, czuć pod palcami, że zbiera się tam płyn, który będzie szukał ujścia. Z prawym okiem pogorszenie.
2/3.05: w nocy z powodu bólu nie do zniesienia wstałam z zamiarem przekłucia „bańki”. Kiedy tylko lekko ją obmyłam, skóra się otworzyła i wydostał się na zewnątrz biały, galaretowaty kalus, bez zapachu.
4-9.05: nasila się ból prawego oka (w okolicy woreczka łzowego), ale dużo wolniej niż to miało miejsce z lewym okiem, puchnie, ale ta opuchlizna nie jest taka „rozlana”, jak przy lewym, jakby była czymś ograniczona (woreczkiem łzowym?) i jest zasinione; obrzęk i zaczerwienienie koncentruje się wokół nosa, zewnętrzna część powieki jest niezajęta; ból przy dotyku, „bańka” coraz twardsza; cuchnące poty; oko lewe goi się; w międzyczasie zrobiłam drugą TK.
10.05: ból robi się nie do zniesienia, jest ostry, jakby ciąć żyletką
11,12.05: ból bez zmian, na powierzchni skóry w najbardziej bolącym miejscu tworzy się jakby żółta skorupa.
12/13.05: wydzielina zaczyna się wydostawać na zewnątrz, ale jest to zupełnie inny proces niż przy okazji lewego oka. Wtedy właściwie w parę chwil wypłynęło wszystko (choć jeszcze potem przez ładnych parę dni sączyło), a tutaj zaczął się robić taki przesącz. Nic nie wytryskało, tylko jakby nie mieściło się w naczyniu i powolutku nadmiar musiał sobie wypłynąć. Kolor miało ciemnożółty, przezroczysty.
14.05: odkąd prawe oko zaczęło sączyć, przestało mnie ono jednocześnie boleć; przesącz zrobił się teraz bardziej mętny, mlecznożółty. Nic mnie nie boli, ale jestem słaba. Przez kolejne dni zrobiła się z tego ranka – przysychało, a gdy szłam do pracy, to musiałam to sobie zaklejać i przy odklejaniu trochę krwawiło. Ale generalnie czułam się dobrze.
Maj, czerwiec, lipiec: przez ten czas było mniej więcej równo: raz lepiej, raz gorzej, trochę sączyło, zasklepiało się, ale generalnie, kiedy strupek przysychał, pod nim gromadziła się wydzielina i lepiej było dla mnie, jeśli raz dziennie (a czasem raz na parę dni) sobie ten strupek zdrapywałam, pozwalając śluzowi ujść. Wtedy nie czułam bólu związanego z ciśnieniem zbierającej się wydzieliny.
W kolejnych miesiącach było podobnie, tyle że coraz mniej intensywnie.
W ciągu 2016 roku jakoś płynnie przeszło mi na prawe oko. I tak jest do dziś. Codziennie zbiera mi się pewna (niewielka) ilość wydzieliny w prawym woreczku łzowym, która po uciśnięciu spływa do nosa. Tyle że obecnie jest cuchnąca. Ma fatalny zapach rozkładu. Jest żółtawa i mało gęsta.
W grudniu 2016 analogicznie jak w przypadku oka lewego, tym razem stwardniała mi „banieczka” przy oku prawym i znów na ten jeden jedyny raz w całym 2016 roku zrobiła się przetoka.
Tak więc obecnie (początek 2017) lewe oko jest „bezobjawowe”, a w prawym woreczku łzowym gromadzi się codziennie śmierdząca wydzielina, którą opróżniam do nosa.


***

Komentarz:

Jeszcze jedna relacja, która każdemu Germańczykowi uświadamia, jak ważny jest spokój i ufność w sensowność działań natury oraz wsparcie bliskiego otoczenia. Pani ta  skorzystała właściwie tylko raz z kontaktu z doktorem Hamerem. Doktor precyzyjnie ocenił jej tomografie komputerowe. Te informacje były jednak nie do przecenienia, gdyż doktor był w stanie "przepowiedzieć" rozwój objawów. I jak się pojawiły, wszyscy byli już na nie "przygotowani"...
Jednak przejście tak spektakularnych objawów (kilka SBS-ów jednocześnie) z pewnością nie było łatwe...

Również tutaj mamy bardzo precyzyjny opis DHS-ów oraz objawów z nimi powiązanych.
Również w tym przypadku osoba wiele lat przerywała wagotonię  różnymi środkami. Poddawała się również zabiegom chirurgicznym.
Z powtarzających się w dalszym ciągu objawów (regularne zbieranie i wydalanie na zewnątrz serowaciejącej wydzieliny świadczą o tym, że Pani opisująca swoje objawy jest konfrontowana albo z szynami, albo reaguje kolejnymi DHS-ami z powodu "nie chcę widzieć tego, co widzę".
Przypuszczam, że związane jest to w dalszycm z wyglądem nosa... nie rozmawiałyśmy później już na ten temat...

Serdecznie dziękujemy za tę, jakże szczegółową relację!